|
URSZULA
ZAJĄCZKOWSKA
Muzeum
Śląska
Opolskiego |
Pożary miast na Górnym Śląsku i ich skutki
Pożary miejskiej zabudowy w dawnych wiekach należały do jednych z największych kataklizmów. Opole, stolica księstwa opolsko-raciborskiego, w XIII w. paliło się trzykrotnie. Pożar miasta odnotowano w roku 1241, 1260 i 1271. Były to prawdopodobnie duże pożary, skoro zostały zapisane w dokumentach.
Śląskie miasta w czasach średniowiecza miały zabudowę drewnianą, która w swojej zwartej zabudowie stanowiła doskonałą pożywkę dla ognia. Pożar oprócz domów niszczył też miejskie zabudowania gospodarcze: stajnie, stodoły, browary i słodownie. Przyczyną zaprószenia ognia często był sposób oświetlenia. Stosowanie otwartego ognia - łuczywa czy świecy zamiast latarni było niejednokrotnie przyczyną pożaru. Duża część domów nie miała kominów lub miała je drewniane. W nocy średniowieczne miasta nie były oświetlone, co podczas pożaru utrudniało gaszenie ognia.
Częste pożary w czasach średniowiecza stały się powodem dla wprowadzania w śląskich księstwach przez książąt i rajców rozporządzeń, mających na celu wyeliminowanie zabudowy drewnianej. We Wrocławiu po wielkim pożarze miasta w 1363 r. rada nakazała odbudować spalone domy z użyciem kamienia lub cegieł. Wcześniej takie zarządzenie wydano w 1362 r. w Świdnicy, nakazując wymurowanie choćby dolnej kondygnacji.
W Brzegu po wielkim pożarze książę Bolesław III nakazał w 1309 r. wybudować 12 murowanych kramów w rynku.
Koszt stawiania murowanych domów musiał być jednak zbyt duży dla mieszczan skoro nadal w XIV i XV wieku na Śląsku miasta miały większość domów z drewna.
W 1377 r. we Wrocławiu rada miejska ponownie pouczyła mieszczan o nakazie budowy murowanych ścian, do których przylegają piece piekarnicze i piwowarskie oraz przewody kominowe.
Przyczyn opieszałości w budowaniu murowanych domów należy szukać nie tylko w kondycji ekonomicznej mieszczan ale też w sytuacji politycznej panującej na Śląsku, kiedy to husyci w latach dwudziestych XV w. spalili wiele śląskich miast, a w drugiej połowie XV w. toczyły się na Śląsku zmagania z Jerzym z Podiebradu o jego sukcesję, te wypadki wpłynęły na zapaść ekonomiczną części śląskich miast. Przykładem może tu być Bytom, który po pożarze w 1475 r. nie zbudował przez następne sto lat ani jednego domu z kamienia czy cegły. W 1588 r Bytom miał jedynie murowany ratusz, (ok. 1500 mieszkańców).
Pożar powodował zniszczenie nie tylko dobytku mieszczan ale też był przyczyną strat w zasobach archiwalnych. Tak stało się w 1552 r. w Niemodlinie, kiedy to ogień zniszczył miejską kancelarię z księgami i przywilejami. Tegoż samego roku pożar strawił zabudowania w Żorach, nie wiemy nic o przyczynach pojawienia się ognia w tym mieście, natomiast pożar z 11 sierpnia 1783 r. spowodowany był w Żorach brakiem ostrożności podczas suszenia słodu w słodowni. Ogień szybko przeniósł się na sąsiednie domy trawiąc połowę zabudowań w śródmieściu i paląc Górne Przedmieście.
Wielkie pożary zniszczyły w 1561 r. Gliwice, w 1574 r. Racibórz a w 1592 r. Strzelce Opolskie, gdzie spalił się m.in. szpital i probostwo. Właściciel miasta hrabia Redern dał ze swojej kasy 30 talarów zapomogi na odbudowę szpitala. Olesno paliło się w XVI w. dwukrotnie - 15 kwietnia 1578 i 25 kwietnia 1590, ogień za każdym razem strawił połowę miasta.
Wielki pożar 16 kwietnia 1582 r. strawił Głogówek. Właściciel słodowni Sebastian Ziwala polecił służącemu rozpocząć prace w słodowni po południu w poniedziałek wielkanocny 15 kwietnia, służący zapewne zasnął, a zaprószony ogień objął całą słodownię i przeniósł się na inne zabudowania w mieście. Spaliły się 154 domy mieszkalne, ratusz, kościół parafialny, klasztor, szkoła, szpital i częściowo zabudowania zamku Oppersdorfów. Po pożarze Oppersdorf wezwał na zamek członków magistratu i starszych cechów i w ich obecności wydał surowy wyrok na Ziwalę. Z uwagi na naruszenie święta i przez jego lekkomyślność dotknęła jego i całe miasto ,,kara boża". Ziwala miał miesiąc odsiedzieć w areszcie, majątek nieruchomy miał przekazać synowi i na trzy lata opuścić Głogówek, ponadto miał częściowo wynagrodzić powstałe szkody przekazując na odbudowę kościoła 100 talarów, radzie miejskiej miał dać w gotówce 100 guldenów węgierskich i 200 talarów, oraz wystawić rewers na dalsze 200 talarów pod zabezpieczenie całego majątku. Jozefowi B~rowi, który w pożarze stracił żonę, syna i służącą miał dać 50 talarów. Beer przekazał te pieniądze na kościół parafialny, gdzie co roku w rocznicę pożaru miano 16 kwietnia bić w dzwony o godz. 8 rano.
W XVII wieku liczba pożarów w miastach księstwa opolsko-raciborskiego wcale nie zmalała. Stało się to za sprawą m.in. działań wojny trzydziestoletniej. Najczęściej do pożaru dochodziło na skutek nieostrożnego obchodzenia się z ogniem żołnierzy lub przez podpalenia z ich strony. Głogówek w tym okresie był pięciokrotnie niszczony przez pożary. W 1627 mansfeldczycy spalili w Głogówku Przedmieście Kozielskie, w 1632 spłonęło tu 6 domów mieszkalnych a 25 marca 1633 r. pożar zniszczył % miasta. Kolejny pożar w Głogówku miał miejsce w 1635 r. i w 1645 r." kiedy pastwą ognia padło przedmieście Winiary. Mansfeldczycy spalili też l lipca 1627 r. Prudnik, w ciągu dwóch godzin spłonęło prawie całe miasto z kościołem, ratuszem i szkołą oraz z zapasem 100 małdrów zboża wskutek czego w mieście zapanował głód. W 1628 r. stany śląskie przyznały Prudnikowi niewielka zapomogę. Mansfeldczycy spalili również w 1627 r. podczas oblężenia Gliwice oraz cały Dobrodzień. W kronikach zapisano, że ludzie po tych tragediach "żyli w norach jak zwierzęta".
W Raciborzu 10 września 1637 r służąca w gospodzie nad ranem zaprószyła ogień w słomie, który strawił maczną część miasta- dwie strony Rynku, ulicę Długą, Rzeźniczą, Panny Marii, Nową, Górną, zamek i kościoły.
W XVII w. dużo pożarów było następstwem najazdu wojsk szwedzkich. W 1642 r. w Koźlu Szwedzi spalili 178 domów. Tegoż roku dwóch służących oficera szwedzkiego wOleśnie spowodowało pożar, kiedy chcieli nakarmić w stodole obrokiem konia. Zapalona świeca wywróciła się w słomę powodując pożar. Spaliło się 63 domy w mieście i 6 na przedmieściu. Spalił się kościół i klasztor kanoników regularnych. Miasto przez 8 lat było rumowiskiem. Część mieszkańców opuściła miasto i na niektórych wyludnionych ulicach porosły krzaki jeżyn i trawa.
W 1650 r. w Lublińcu po pożarze pozostały zaledwie 3 domy.
W Pyskowicach 18 czerwca 1680 r. pożar wybuchł o północy w domu rajcy miejskiego Weicherta. Od płomienia spaliły się 22 domy 'mieszkalne, ratusz wraz z archiwum i wagą miejską. Weicherta aresztowano i osadzono w wieży zamku toszeckiego. Zwolniony został dopiero po złożeniu przysięgi że nie on był winny pożarowi.
W XVIII wieku "czerwony kur" nadal zbierał obfite żniwo z uwagi na sporą ilość drewnianej zabudowy. I tak w Żorach 11 maja 1702 r. pożar, który ogarnął dom Andrzeja Peiskera, cesarskiego poborcy podatkowego zniszczył większą część miasta. W Gliwicach 19 września 1711 r. wieczorem zapaliła się obora niedaleko Rynku należąca do Heleny Uher. Ogień rozprzestrzenił się szybko na inne zabudowania, spaliło się: 150 domów, ratusz, słodownia i browar miejski oraz od wielkiego żaru stopiły się dzwony kościelne i uszkodzony został kościół parafialny. Komisja cesarska oszacowała straty na 64 778 talarów. Duża cześć mieszczan straciła cały swój dobytek, w księdze miejskiej przy nazwisku Grzegorza Gierczucha odnotowano że "wszystkie substantiom stracił". Przez długi okres w mieście figurowały l03 puste place. Mimo takiej straty mieszczanie nadal nie zachowywali należytej ostrożności. W Gliwicach 13 września 1730 r. kolejny pożar strawił 68 domów. Ogień tym razem został zaprószony w domu poczmistrza Józefa Schebona. Szkody oszacowano na 40 351 talarów. Wielkie pożary w tak krótkim czasie spowodowały wielkie zadłużenia Gliwic i duże zaległości podatkowe. Aby je spłacić miasto sprzedało trzy wsie na pokrycie długów: Bojków, Żernice i Knurów. Pięć lat później kolejny ogień strawił w Gliwicach 8 domów, 3 stodoły i 30 sztuk bydła.
W Oleśnie 8 kwietnia 1722 r pożar zniszczył miasto, a winnym pożaru okazał się sam burmistrz Tłustek, który przyszedł wieczorem na Rynek gdzie jego żona przygotowywała kram na następny dzień rozjaśniając mrok świecą. Potrącona świeca (chyba przez burmistrza) zapaliła ułożone w pobliżu siano od którego następnie zapaliły się pobliskie domy, a w efekcie spaliło się całe miasto łącznie z przedmieściami. Ocalały jedynie 4 domy na Rynku Solnym. Nie są znane konsekwencje wyciągnięte wobec sprawcy pożaru.
Władze miejskie podejmowały pewne kroki w celu zabezpieczenia substancji miejskiej przed pożarem. Ordynki miejskie nakazywały właścicielom posesji posiadać sprzęt pomocny w gaszeniu ognia. Każdy właściciel posesji musiał mieć drabinę, hak do rozrywania palących bierwion, wiadro i beczkę z wodą. Większe miasta miały remizy strażackie w których trzymany był sprzęt pożarniczy. W Opolu miejski sprzęt pożarniczy wymieniony jest w 1615 r. a magistrat zwrócił się do burgrabiego zamku z prośbą o wydanie ordynacji przeciwpożarowej dla miasta. Ordynacje takie otrzymały też inne miasta np. Olesno w 1690 r. W 1691 r. w Opolu wymieniony jest budynek w którym przechowywane były dwie sikawki do gaszenia pożaru. W 1692 r. w księdze rachunkowej miasta wymieniona została kwota 12 groszy na poczęstunek dla mieszczan obsługujących i czyszczących wspomniane sikawki. Wg planu Opola z 1734 r. remiza strażacka znajdowała się przy Targu Bydlęcym.
Do ochrony miasta zatrudniani byli strażnicy obserwujący miasto z wieży ratuszowej w dzień i w nocy. W razie pożaru mieli trąbić na alarm. W Raciborzu wg ordynacji przeciwpożarowej z 1722 r. obserwację miasta prowadzono z wieży kościoła kolegiackiego. W dzień czuwał tu dzwonnik kościelny, a w nocy dudziarz. Starano się często umieszczać warsztaty mogące stać się przyczyną pożaru z dala od zabudowań np. piece garncarskie, kuźnie, wapienniki. Starano się też kontrolować stan budynków pod względem ich zabezpieczenia przeciwpożarowego. Wobec winnych stosowano surowe kary. W Opolu w 1655 r. jeden z mieszczan musiał zapłacić karę 6 tal. 24 gr. za niewłaściwą budowę pieca i komina. Po pożarze Opola w 1682 r. zarządzono budowę murowanych kominów i zatrudniono kominiarza miejskiego.
Surowe kary spotykały osoby winne pożaru wywołanego na skutek lekkomyślności. W Mikołowie w 1768 r. za wywołany przez siostrę pożar mieszczanin musiał przywieźć do miasta 12 fur kamieni, natomiast siostra owego mieszczanina, która chodziła do chlewika z łuczywem otrzymała publiczną karę chłosty wymierzoną dwukrotnie. Obwiniona miała się stawić przed 11 obok studni gdzie ,,na ociepce słomy w gołą zadnicę 30 razy weźmie", ponadto miała przez tydzień siedzieć w areszcie, a po wyjściu z aresztu miała przywieźć do miasta 20 taczek kamieni.
Pożary często były następstwem suszy. Susza była prawdopodobnie przyczyną pożaru Opola w 1615 r. Niespotykane upały, które tego lata panowały na Śląsku były przyczyną spalenia się wielu miast, 28 lipca spłonął doszczętnie Głogów, natomiast 28 sierpnia około południa dwóch mnichów z klasztoru minorytów spostrzegło ogień na zamku w mieszkaniu pisarza zamkowego Jerzego Koblika. Silny wiatr spowodował szybkie rozprzestrzenianie się ognia a brak dostatecznej ilości sprzętu gaśniczego utrudniał skuteczne gaszenie ognia. W ciągu dwóch godzin Opole stało w morzu płomieni. Najpierw zapalił się młyn miejski, potem szpital, domy przy Odrzańskiej, kościół kolegiacki św. Krzyża. Mieszczanie starali się opuścić miasto i wydostać poza obręb murów. O 4 po południu miasto było już wielkim pogorzeliskiem. Ocalał młyn zamkowy, prochownia i folwark na Pasiece. Około 100 mieszczan poniosło śmierć w płomieniach. O całe nieszczęście oskarżono Koblika i jego żonę, których już od dawna nie lubiano za wynoszenie się ponad innych mieszczan. Rozeszła się plotka, że Koblikowa w uroczyste święta i nawet w niedzielę Wielkanocną szyła suknie, prała i przędła, a w ten nieszczęsny dzień (piątek) ponoć piekła gęś czy prosiaka na ucztę i dla tego spotkała ich kara Boża. W tym celu z Wrocławia przyjechała komisja aby rozsądzić czy Koblikowie byli winni spaleniu miasta. Koblik powołując się na świadków wykazał, że w piątki nie jadał mięsa, w tym dniu jadł tylko gotowane w czosnku ryby a ogień wybuchł na strychu a nie w kuchni co spowodowała zapewne oddalona przez nich służąca, która z zemsty podłożyła ogień. Koblik dowodził też, że nieszczęście należy przypisać grzechom całego miasta a nie jednego grzesznika i że nieszczęście to zwiastowały rozmaite zjawiska. Ponoć stary Milek dowodził, że ogień niezadługo zniszczy zamek i miasto a on tego nie dożyje. Co też się i stało, Milek umarł przed pożarem. Po wtóre jakaś obca kobieta widziała pożar miasta na kamieniu, który pokazała gwoździarzowi Wawrzyńcowi przed bramą Odrzańską i mówiła, że się to wkrótce stanie. Po trzecie bednarz z ulicy Żydowskiej pewnej nocy wyszedł z domu i spotkał starego człowieka, który mu pokazał na niebie miasto i wzywał go aby nakłaniał opolan do naprawy żywota, bo jeśli złem trwać będą ogień zmieni całe miasto w perzynę. Tenże bednarz twierdził, że przed pożarem słyszał płacz i jęki w powietrzu. Czy to przekonało komisję nie wiadomo. Żonę jego natomiast lżono w mieście gdziekolwiek się pojawiła, tak, że musiała opuścić Opole i przenieść się do Wrocławia.
W niedługim czasie pożar zniszczył 32 domy w Opolu i część rynku. Wybuchł około północy w domu niejakiego Humańskiego 25 września 1618 r. Mimo skarg wniesionych na Humańskiego nie można mu było udowodnić winy. Kolejny pożar zniszczył Opole 28 sierpnia 1622 r. W XVII w. Opole paliło się jeszcze parę razy w 1632, 1642, 1647, 1682, 1684, 1689. O wielkim pożarze Opola w 1682 r. odnotowano w pamiętniku opolskim: Dnia 5 Juni w Opolu wyszedł ogień od wdowy Jabłonecznej na Gosławickiej ulicy. Zgorzało 100 domów a wdowa we dwie niedziele umarła. Oprócz tego spłonął kościół i klasztor dominikanów, kolegium jezuickie z kościołem. W dwa lata później 26 lipca 1684 r. pożar spalił drugą połowę miasta, która nie spaliła się uprzednio.
W dniu 26 października 1722 roku pożar Opola spowodowało zapalenie się z bliżej nieznanych przyczyn stajni przy ulicy Gosławickiej. Ogień miszczył 26 pobliskich domów i uszkodził 19. Władze państwowe przymały miastu 700 guldenów zapomogi i zwolniły pogorzelców na trzy lata z podatków. Części spalonych domów nie odbudowano, przemaczając ich miejsce na plac Gaincarski, co wynika z zapisków na planie miasta z 1734 r. (obecny pl. Św. Sebastiana). Inny pożar Opola w 1726 r. spalił dom niejakiego Jórasza na Ostrówku, któremu wedle zapisków "wiele pieniędzy zgorzało". Nie wiadomo czy spłonęły jeszcze inne zabudowania.
Częste też były przypadki celowych podpaleń. W Opolu w XIX w. złapano podpalaczkę, niejaką Malig, która parokrotnie podkładała ogień w różnych miejscach. Została skazana na karę śmierci.
W XIX wieku na terenie rejencji opolskiej postarano się o nowe przepisy przeciwpożarowe, które poprawiłyby bezpieczeństwo mieszkańców i ochronę ich dobytku. W 1822 r. 9 grudnia ukazało się w gazecie urzędowej Amtsblatt der Konigliche Regierungs zu Opplen stosowne zarządzenie o zabezpieczeniach przeciwpożarowych. Tekst tego rozporządzenia wydrukowany został w j. polskim i niemieckim. Podane przepisy ustalały obowiązki magistratu, gminy i właścicieli majątków jakie mieli od tej chwili przestrzegać w celu poprawy bezpieczeństwa przeciwpożarowego. Ustalono też odpowiedzialność ludzi biorących udział w akcjach ratowniczych i sposób kierowania tymi akcjami. Wprowadzono surowe kary za nieprzestrzeganie tych przepisów. Mocą tego rozporządzenia ~ każdej wsi i osadzie nakazano utworzenie gminnych straży, których zadaniem było pilnowanie wprowadzonych przepisów i powoływanie ludzi do gaszenia ognia. Poniżej niektóre paragrafy wydanych zarządzeń:
§ 95. Każdy obywatel, w którego pomieszkaniu ogień się pokaże natychmiast inszych ludzi na pomoc i ratunek powinien zawołać.
§ 96. Ten, który w cichości i po kryjomu tylko z familią swoją ogień gasić chce, gdyby mu się to zdarzyło, zapłaci albo 25 talarów2 albo do aresztu wziętym będzie.
§ 97. Gdyby zaś przez takie spóźnione zawołanie o pomoc wielkie się stało nieszczęście, wtedy podług wielkości szkody do więzienia i do cuchthasu winowajca na 6 miesięcy aż do 2 lat wziętym będzie, albo podług szkody i osoby 50 aż do 1000 talarów kary zapłaci.
§ 98. Każdy obywatel zobowiązany jest pomiarkowawszy w sąsiedztwie albo we wsi bądź smrodu jakiego we dnie bądź w nocy tajemnego ognia oznaczającego, natychmiast udać się do takiego domu i rewidować go może. Jeżeli w rzecz samej ogień w nim jest, natychmiast na pomoc ludzi zawołać powinien.
§ 99. W nocy wachtyrze, albo stróże nocni obowiązani są na wszystkie znaki ogień pokazujące, osobliwie być baczni, i pomiarkowaszy je w którymkolwiek domie, powinni mieszkańców budzić. Gdyby się pokazało, że w rzeczy samej nieszczęście ogniowe nastąpiło, zaraz do pomocy inszych zawołać muszą. Przez pukanie w drzwi śpiących budzić i do ratowania ich zawołać powinni. Tam gdzie kościoły są w dzwony bić, albo dzwonnika do dzwonienia zawołać muszą.
§ 100. Podłóg porządku stróż taki w każdej wsi być powinien na wachowanie nocne przyjętym. Tam tylko, gdzie nadto małe gromady wachtyrza utrzymać nie mogą, obywatele koleją wachować mogą, ale wtenczas każdy wachujący w nocy powinności wachtyrza wypełnić musi.
§ 101. Władze policyjne na to uważać mają, żeby stróże nocni trzeźwymi byli ludźmi i pilnie wachowali. Chodzenie ich do domów swoich i do karczmy w czasie nocy nie jest dozwolone. Stróż każdy, który tych obowiązków swoich nie wypełni nie tylko za wszelką szkodę odpowiedzialnym będzie, ale jeszcze za niedbałość swoją 10 ceskich strofy zapłaci.
§ 102. Stróże nocne od św Michała aż do Wielkanocy, wieczór o godzinie 9tej na stróżę się udać muszą, a dopiero o 4 z rana do domu iść mogą. Od Wielkanocy do św Michała wieczór o 10 na stróżę iść, a o 2 albo 3 z rana do domu się wrócić mogą.
§ 103. W każdej gromadzie na koszta gminy trąbka dla stróża u sołtysa w schowaniu trzymana być powinna, którą stróż każdy zacząwszy służbę swoją z sobą wziąć i rano ją oddać musi. Podczas nocy tą trąbką zatrąbić powinien, żeby każdy wiedział, że powinności swe wypełnia.
§ 104. Sołtysowie na to uważać mają, aby to dobrze podług przepisów wypełnione było i żeby żadnemu folgowane nie było, bo by oni sami za każdą niedbałość 20 ceskich musieli dać strofy.
..
§ 106. Także pobliskie wsie do ratowania ognia przyjść powinny. Jak prędko w sąsiedztwie się ogień albo dym wielki pokaże, każdej gromady powinnością będzie na ratowanie pośpieszyć i gwałt tedy w tej wsi uczynionym być musi.
§ 111. We wsi każdej obrać trzeba 2 albo 4 ludzi dobrych, poczciwych, którzy podczas ognia dozorcami być muszą nad rzeczami z ognia ratowanymi. Te osoby na to patrzeć powinny, żeby rzeczy nie tylko z domów już się palących wyniesione były, ale też na miejscu nieszczęściu nie podległemu pod ich dozorem schowanymi zostały tak, aby się kradzieży podległymi nie stały. Do tej powinności nie tylko zobowiązanymi są we wsi własnej, ale też w byle jakiej pobliskiej, w której gore.
§ 112. Jeżeli w niektórej wsi murarze~ cieśle czy młynarze mieszkają niektóre osoby z nich obstalowane być muszą, aby w przypadku ogniowym rzeczy łatwemu zapaleniu podległe,
jakoto drzewo, siano, słomę, jak najprędzej od ognia oddalili, albo domostwa ogniu najbliższe na rozkaz rozburzyli, a rozburzając chałupy żeby na to patrzeli, żeby dachy padające nie na bok, a do pośrodka padły, dla uniknięcia większego jeszcze nieszczęścia.
§ 113. Każde nieszczęście ogniowe landratowi oznajmione być musi przez konnego posłańca.
§ 114. Jeżeli pan wsi we wsi mieszka wtedy albo on~ albo zastępca jego podczas nieszczęścia ogniowego sam dozór powinien mieć nad robotą do gaszenia ognia potrzebną, w nieobecności ich czynić to musi sołtys, a w nieobecności tego najstarszy z przysięgłych6 aż landrat osobiście, albo komisarz dysktryktu7 w jego zastępstwie przybędzie. W przytomności tych osób wszyscy pod ich rozkazami stoją, aż ogień zagaszonym będzie.
§ 115. Jeżeli pan wsi, albo przysięgli, albo komisarz dystryktu czy landrat sam dozór nad robotą do gaszenia ognia potrzebną mieć będą, zawsze ludzie do pomocy przytomni osobom tym jak najwięcej posłuszni być mają, aby ratunek porządnym sposobem nastąpić mógł. Nie tylko nieposłuszni, ale też niegrzeczni, którzy by może przez niesłuszne mówienie osobom tym ubliżali, po skończonym ogniu przez landrata do odpowiedzialności pociągnięci i karani będą.
§ 116. Dozór nad robotą przy ogniu trzymającego powinnością będzie miejsce takie wyznaczyć, na które z ognia wyratowane rzeczy przeniesione być mogą. Także wachtyrzów na to miejsce postawić ma, i pilnować musi, aby pomoc jak najporządniej nadchodziła. Nie trzeba, aby prosto na miejsce, które już się pali sikano, bo przez to łatwo i insze domostwa pobliskie zapalone być mogą. Ostrożność każe, aby na takie miejsca budynku sikane było, z których płomienia jeszcze nie widać, i na chałupy najbliższe.
\
§ 117. Aby sikawkom wody nie brakło, przez co by robota ich przestać musiała i aby przez to między pomocnikami nieporządek nie nastąpił, któryby tylko gaszeniu ognia szkodliwym był, trzeba będzie, aby od rzeki, stawu albo studni rzędem postawieni byli podwodem ludzie, którzy jeden drugiemu z jednej strony napełnione, a z drugiej puste podać może. Rządca ogniowy na to patrzeć powinien, żeby ten dopiero nakazany porządek koniecznie nastąpił, żadnemu mieszkańcowi nie wolno się temu sprzeciwiać.
§ 118. Rządca ogniowy upełnomocniony jest przy takim nieszczęściu ogniowym do używania środków tych, które jemu do gaszenia ognia najzdalniejszymi się zdadzą. Może tedy płoty kazać rozwalić, insze nagłemu zapaleniu podległe rzeczy oddalić, a nawet chałupy jeszcze się nie palące, rozrzucić, żeby inne od ognia mógł bronić. Każdy opór ostro karanym będzie.
§ 119. Ratowanie rzeczy różnego gatunku z domów przy takim nieszczęściu ogniowym podlega gaszeniu ognia, i tylko wtenczas dozwolone być może kiedy gaszeniu ognia nie szkodzi.
Pierwsze jednostki ochotniczych straży pożarnych na Górnym Śląsku powstawały w następujących miastach: 1858 Racibórz, 1860 Gliwice i Głogówek, 1862 Opole, 1863 Strzelce Opolskie, 1864 Mysłowice i Królewska Huta, 1873 Nysa, 1874 Bytom i Pszczyna, 1875 Katowice i Koźle, 1877 Otmuchów, 1879 Głuchołazy, 1880 Paczków i Bogucice, 1882 Grotków,1885 Olesno, 1887 Namysłów, Brzeg i Kietrz.
Większość jednostek Straży Ogniowej działała na Górnym Śląsku jako stowarzyszenia (Verein), ochrona przeciwpożarowa, podobnie jak i dziś, należała do zadań samorządów, dlatego tam, gdzie takie stowarzyszenia ochotnicze (Freiwillige Feuerwehr) nie powstały powoływano zarządzeniami Straże. Przymusowe (Pf1ichtfeuerwehr). Sprzęt pożarniczy przechowywany był zazwyczaj w budynkach gminnych. Większość jednostek była zrzeszona w Górnośląskim Podzwiązku Straży Pożarnych (Oberschlesische Feuerwehr Unterverband) powstałym 19 sierpnia 1876, który w chwili swego powstania skupiał 41 ochotniczych i 5 zakładowych straży pożarnych (łącznie 2417 strażaków). Dawało to możliwość wypowiadania się w sprawach publicznych, głównie dotyczących spraw ochrony przeciwpożarowej jak również w projektach rozporządzeń porządkowych wydawanych przez władze Rejencji Opolskiej, Prowincji Śląskiej czy Królestwa Pruskiego.
ŚLĄSKI ZWIĄZEK STRAŻY POŻARNYCH
W dniu19 lipca 1863 powstał we Wrocławiu z inicjatywy Rudolfa Beckera, radnego Wrocławia i dyrektora wrocławskiego związku straży pożarnych (Feuer und Rettungsverein) Śląski Związek Straży Pożarnych "Schlesische Provinzional Feuerwehrverbandes" mający skupiać straże pożarne z prowincji Śląskiej i Poznańskiej. Na zebranie założycielskie przybyło 121 delegatów z 41 straży. Na pierwszym zebraniu ustalono założenie fachowego czasopisma dla straży pożarnych Deutsche Feuerwehr Zeitung i or~anizację jeszcze tego roku święta strażackiego. Do największych sukcesów organizacji należało przygotowanie i doprowadzenie do ogłoszenia przez nadprezydenta prowincji śląskiej w 1906 roku rozporządzenia policyjnego o organizacji służb pożarniczych w prowincji.
Związek organizował co roku święto strażackie, pierwsze 23 lipca 1884 w Bytomiu. Wzięło w nim udział 6 podzwiązków strażackich: Jeleniogórski, Górnośląski, Poznańsko - Śląski, W schodnio Dolnośląski, Zachodnio Środkowośląski, Górnołużycki i Północnoniemiecki. W dniach 19 - 21 lipca 1886 w imprezie w Niemodlinie wzięło udział 95 straży pożarnych ze Śląska, a liczbę uczestników imprezy oceniano na 11500 ludzi. Ponownie święto strażackie zorganizowano w Bytomiu 5 sierpnia 1894 roku. Tym razem wzięło w nim udział 17000 strażaków z 17 podzwiązków. 7 sierpnia podczas imprezy w Nysie pokazano tamtejsze służby ratownictwa wodnego.
W 190l roku w Górnośląskim Podzwiązku Straży Pożarnych zrzeszonych było już 240 jednostek z Rejencji Opolskiej. Było to 4 jednostki z powiatu lublinieckiego, 12 z tarnogórskiego, 17 z katowickiego, 34 z głubczyckiego, 22 z bytomskiego, 8 z grotkowskiego, 9 z prudnickiego, 31 z raciborskiego, 7 z niemodlińskiego, 7 z opolskiego, 17 z kozielskiego, 5 ze strzeleckiego, 7 z gliwickiego, 14 z pszczyńskiego, 7 z rybnickiego, 5 z kluczborskiego, 5 z zabrzańskiego i 29 z nyskiego.
W roku 1910 w skład Górnośląskiego Podzwiązku wchodziło 19 związków powiatowych, które skupiały łącznie 333 jednostki ochotnicze, 15 jednostek zakładowych, 7 jednostek miejskich, 73 jednostki przymusowe i 218 jednostek gminnych. Łącznie skupiały one 56422 strażaków. Jednostki te posiadały 640 prądnic wodnych, 169 hydronetek i 186 urządzeń zasilających do nich. Posiadały także 98028 metrów węży parcianych i 50362 metrów węży gumowych. Na wyposażeniu tych jednostek były 202 drabiny rozsuwane, 97 drabin mechanicmych, 36 płacht ratunkowych, 11 zjeżdżalni i 80 lin ratowniczych. Łącznie na terenie regencji znajdowały się 152 wieże strażnicze. W tym roku jednostki te brały udział w 495 dużych pożarach, 995 średnich, 1054 małych i 1457 innych zdarzeniach. Naczelnikiem całego Pozdwiązku został nadburmistrz Królewskiej Huty Stolle.
W powiecie opolskim w 1910 roku było:
8 jednostek ochotniczych i 3 gminne. Skupiał on 1375 strażaków, z czego 50 strażaków w stopniach oficerskich, 227 strażaków z przeszkoleniem podstawowym oraz 11 z sanitarnym. Na wyposażeniu było 23 prądownice wodne; 3 hydronetki; 11 zasilaczy; 2975 metrów węzy parcianych i 2645 gumowych; 13 drabin rozsuwanych; 4 drabiny mechanicme; 5 płacht ratunkowych oraz l lina ratownicza. Jednostki te miały do dyspozycji 4 wieże strażnicze i brały udział łącznie w 73 pożarach. W ramach związku powiatowego prenumerowano 7 różnych gazet strażackich. Komendantem związku był inspektor pożarniczy Gustaw Raabe z Opola (właściciel drukarni i księgarni).
Pierwsza zawodowa straż pożarna powstała w 1900 r. w Królewskiej Hucie.